Opowieść Ady – daje do myślenia?
Nigdy nie byłam szczupła. Mama opowiadała mi, że już przy moich narodzinach położne dziwiły się: „jaka ona duża!”. Mama dawała mi słodycze, ale nigdy ich nie nadużywała. Maksymalnie jeden słodycz dziennie – to była zasada. Jadłam pełnowartościowe posiłki. Babcie nigdy na mnie nie narzekały. ;) Ale nie miałam też cech typowego żarłoka. Jadłam tyle, ile potrzebowałam, nigdy więcej.
Wiek dojrzewania był dla mnie koszmarny. Patrzyłam na swoje grube ciało w lustrze i nie mogłam go znieść. Rodzice przekonywali mnie, że nie jestem gruba, wyglądam normalnie, ale ja twierdziłam inaczej. Oglądając zarówno modelki na pismach młodzieżowych czy w telewizji, jak i koleżanki, które się na nich wzorowały, wpadałam w coraz większe kompleksy. Postanowiłam schudnąć. No i zaczęło się liczenie kalorii, codzienny jogging, zapychanie żołądka sałatą, gdy odczuwałam uporczywy głód. Czy dobrze pamiętam tamten okres? Koszmarnie. Na nic nie miałam siły, spadały moje wyniki w nauce, chodziłam poirytowana i coraz mniej rzeczy mnie cieszyło.
W końcu schudłam. Nie do ideału, ale sporo. No i wróciłam do normalnego jedzenia. Stopniowo. Ale i tak nie obeszło się bez efektu jojo. Byłam poirytowana.
I wtedy pomyślałam – po co mi to? Zamiast uporczywie się odchudzać, kupiłam ubrania, w którym wyglądam dobrze z moją lekką nadwagą. Myślicie, że teraz pożeram tony czekolady, a na obiad zjadam codziennie wiadro frytek? Nic z tych rzeczy. Odżywiam się zdrowo i nadal biegam. Nie wyczynowo i nie ponad siły. Dla przyjemności, odstresowania. Po prostu dla zdrowia. Mam niewielką nadwagę – taki już urok. Przestałam chcieć dążyć ślepo do ideału chudych modelek. Bo czyż nie lepiej mieć już troszkę tkanki tłuszczowej, a czerpać radość z życia i nie bić głową w mur z powodu zjedzenia tabliczki czekolady?
Jestem gruba i dobrze mi z tym – tak podsumowałabym swoje życie na obecnym etapie. Dziewczyny! Zamiast uporczywie się odchudzać, starajcie się nie przegapić tego, co w życiu najpiękniejsze! Owszem, dbajcie o zdrowie, ale czy chcecie licząc kalorie, przegapić wschody i zachody słońca, dorastające dzieci i własne pasje? Nie dajmy się zwariować. I nie dajmy sobie wmówić, że musimy wyglądać tak, jak wizerunki modelek, podlegające photoshopowej obróbce. No i pamiętajcie: gruba nie znaczy gorsza! :) Ada.
Jak same widzicie, nie trzeba wyglądać szczupło, by napisać kilka mądrych słów i dodać otuchy innym kobietom. Pozdrawiamy Adę i wszystkie inne kobiety: grube i szczupłe, bez wyjątków! :)
Fajne
Ale pieprzenie. To w końcu: gruba, czy niewielka nadwaga? Gruba to gruba, "niewielka nadwaga" to 5-6 kg na plusie, takie przekroczenie prawidłowej wagi jest w zasadzie niezauważalne i nikt grubym za to nie nazwie! Tak więc autorka się zdecydować nie może najwyraźniej, albo się usprawiedliwia sama przed sobą. Druga rzecz: za dzieciaka codziennie slodycz i to ma być normalne?! Do dżemu, słodkiego kakao , naleśników z twarożkiem na słodko, słodkich napojów typu kompocik, słodzonej herbaty, jeszcze CODZIENNIE słodycz (zapewne nie chodzi o jednego landrynka czy jedna kostkę czekolady...) I autorka uważa, że to nic takiego? A pewnie że nic takiego -zabic nie zabije - ale to nie jest "normalnie", to usilne pracowanie na nadwagę. Ogólnie cały ten artykul traci postawą "nie miałam tyle samozaparcia żeby utrzymać reżim zdrowego odżywiania więc przy efekcie jojo się poddałam i zaakceptowałam bycie grubą". I ok, też jestem leniem, też mam nadwagę i też akceptuję moje sadełko. Ale nie wmawiam sobie i innym, ze muszą się sadłem pogodzić i że to takie super, bo bycie grubym, męczenie się i pocenie kiedy szczupli się ledwo rozgrzali, brak kondycji i problemy zdrowotne super nie sa i wcale nikomu nie jest z tym dobrze!